Ostatnie miesiące nauczyły nas tego, że wraz ze wzrostem dziecka, zwiększa się również powierzchnia, którą jest ono w stanie zabrudzić w trakcie spożywania posiłku. Gdy małe szkraby zaczynają na poważnie przygodę z samodzielnym jedzeniem, wtedy śliniak nie do końca spełnia swoją rolę. Dzieci interesuje wtedy nie tylko smak, ale również konsystencja serwowanych im dań. Poza tym co czwarta łyżka nie trafia tam gdzie powinna. Nagle sterta prania rośnie, a podłoga staje się najczęściej czyszczoną powierzchnią w całym mieszkaniu. Oczywiście żadne plamy nam niestraszne, gdy dziecko wcina obiad w domu. Wszystko zmienia się, gdy jesteśmy w podróży. Wiadomo, nikt nie chce, aby jego pociecha chodziła w zaplamionych ubrankach, niestety liczba ciuchów, które można spakować do bagażu jest ograniczona. Na szczęście mądrzy ludzie wpadli na pomysł, który rozwiązuje ten problem. Śliniak z rękawkami!
Pozwala zachować „czystość i suchość” dziecka od szyi do kolan. Produkt marki Close Parent wykonany jest z poliestru z membraną TPU laminat. Materiał nie nasiąka, dzięki czemu resztki jedzenia czy ślady zabaw np.: farbkami można bez problemu zmyć wodą. Co ważne, śliniak nie wymaga prania po każdym użyciu. Na rynku dostępne są różne rozmiary i kolory.
Ten ułatwiający życie gadżet jest z nami dopiero od trzech tygodni i bardzo żałuję, że nie towarzyszył nam już podczas wcześniejszych wyjazdów. Jednak jak to mówią „lepiej później niż wcale”. Mam przeczucie, że przez najbliższe 1,5 roku będziemy często po niego sięgać. Dziękujemy Cioci Ali za dobry tip ;-).
O tym jakie inne gadżety warto zabrać w podróż z bobasem przeczytacie na:
https://bodychtravellers.com/2016/12/09/wakacje-z-bobasem-10-rzeczy-ktore-warto-zabrac-ze-soba/